Jak zarobiłem 1 MLN rocznie, czyli jak przejść z modelu godzinowego bez niszczenia tego, co zbudowałeś
Kiedy i jak zmienić model biznesowy: co działa, co boli, czego nikt nie mówi (case study 2023-2025)
Zanim przejdę do dzisiejszego tekstu, w którym dzielę się swoją drogą, zarobkami i transformacją modelu biznesowego, muszę wyjaśnić coś istotnego. Zbyt często autorzy ukrywają swój punkt startu, sugerując uniwersalność rad.
Ja urodziłem się w Przemyślu. Mieszkałem w bloku z wielkiej płyty. Tata jeździł kilkunastoletnim samochodem. Na osiedlu można było robić dwie rzeczy - pić albo ćpać.
Nikt nigdy nie załatwił mi pracy ani nie kupił mieszkania. Od drugiego roku studiów utrzymywałem się sam. Przez całe nastoletnie życie nie myślałem o sobie jak o kimś, kto może osiągnąć “coś więcej”. Miałem marzenia, ale prowincjonalne: dobra praca, samochód, lepsze ciuchy, lepsze szlugi. Nie miałem celu, który mógłbym realizować.
Byłem szarym nastolatkiem w szarym mieście. Z tym że miałem autyzm i ADHD, o czym nikt - włącznie ze mną - nie wiedział.
Dlaczego to ważne? Bo to, co opisuję dalej, nie wymaga kapitału startowego, koneksji czy szczęścia. Wymaga tylko zrozumienia, kiedy fundament staje się więzieniem.
Maj 2022 roku. Właśnie dowiedziałem się, że mam cukrzycę typu 1 - nieuleczalną chorobę autoimmunologiczną, w której ciało atakuje samo siebie. Pisałem o tym tutaj, więc pominę ten wątek.
Symbolika była aż nadto dosłowna. Stwierdziłem wtedy, że w końcu mogę sobie pozwolić na to, o czym zawsze marzyłem – postawić na siebie, zbudować własną markę. Uwolnić się od etatu, od hierarchii, od obcych celów narzuconych z zewnątrz.
Zwolniłem się z pracy.
To miała być emancypacja. Przejście od bycia podmiotem posłuszeństwa do bycia podmiotem osiągnięć. Miałem stać się, jak to nazywa Byung-Chul Han, “przedsiębiorcą samego siebie” - wolnym od instancji Innego, zarządzającym własnym czasem, architektem własnej egzystencji.
Myślałem, że nigdy nie będę w stanie samodzielnie zdobyć jakiegokolwiek klienta. Że potrzebuję jakiegoś njubiza, jakiegoś ragazzo, który będzie mi ich przyprowadzać - że potrzebuję pośrednika między moją wartością a rynkiem, który by ją rozpoznał.
Wyszło dokładnie na opak.
Sprzedaż stała się moją supermocą. Ale ta supermoc mnie uwięziła
To jest paradoks, który Han opisuje z chirurgiczną precyzją: wolność przechodzi w przemoc właśnie wtedy, gdy jest najbardziej autentyczna, najbardziej “moja”.
Tylko w ostatnie 12 miesięcy zarobiłem ponad milion złotych. Dla większości ludzi to liczba oznaczająca sukces, dowód, że system działa, że wysiłek się opłaca.
Ale przez ostatnie 36 miesięcy pracowałem 60, 70, 80, czasem 90 godzin tygodniowo. Podnosiłem ceny o 100% po każdych czterech odpowiedziach “tak” od klientów - doskonale wykalkulowana strategia, która wykorzystywała feedback rynkowy jako mechanizm walidacji.
Doszedłem do stawek, które były dla mnie naprawdę atrakcyjne, do poziomu, gdzie każda godzina mojego czasu miała wymierną, wysoką wartość.
I jednocześnie – w połowie trzydziestki, w momencie, gdy powinienem być w szczycie formy – zacząłem budzić się w nocy, bo mój układ nerwowy nie wytrzymywał kolejnych deadline’ów. Ciało przestało być narzędziem produkcji; stało się polem walki. Bolały mnie kolana. Bolały plecy.
Po latach siedzenia po tzw. turecku 8-12 godzin dziennie, kolano dosłownie mi pękło. Lekarz w Hiszpanii nie mógł uwierzyć, że to się stało tylko od siedzenia. Szukał kontuzji sportowej, wypadku, jakiejś zewnętrznej przyczyny. A jednak. Bez operacji, ale nadal nie mogę grać w padla.
Czasami szkoda nie bierze się ze zła - z zewnętrznego ataku, z wypadku, z przemocy zadanej przez Innego. Bierze się z nadmiaru dobra, z przemocy wolności, która rodzi się wtedy, gdy można wszystko, więc trzeba wszystko.
Musiałem na nowo nauczyć się odpoczywać, jakby to była umiejętność, którą zapomniałem. I faktycznie zapomniałem - bo społeczeństwo osiągnięć systematycznie wymazuje umiejętność nierobienia niczego. Gdzie każda minuta może być zmonetyzowana, gdzie każda godzina jest potencjalnym przychodem, odpoczynek staje się formą straconych zysków.
Nie odpoczywasz - porzucasz możliwości
Peter Handke mówi o “zmęczeniu pojednawczym”, o zmęczeniu, które jednoczy i otwiera na świat. Ja doświadczałem zmęczenia dzielącego - zmęczenia, które izoluje, które zamyka cię w narcystycznej relacji z własną wydajnością, gdzie jedynym rozmówcą jest twoja własna niezdolność do osiągnięcia niemożliwego ideału perfekcji.
A najgorsze? Przez miesiące, czasem całe kwartały, nie publikowałem nic. Bo nie miałem czasu dla siebie. Dla własnego biznesu. Dla tego, co w pierwszej kolejności przyciągnęło do mnie klientów.
To jest perwersyjna logika samoeksploatacji: sukces w modelu opartym na czasie natychmiast niszczy warunki, które ten sukces umożliwiły. Im lepiej ci idzie, im więcej masz klientów, tym mniej czasu możesz poświęcić na to, co sprawia, że jesteś wartościowy.
Marketing własnej marki, tworzenie treści, budowanie wiedzy eksperckiej - wszystko to staje się luksusem, na który nie możesz sobie pozwolić dokładnie wtedy, gdy jest najbardziej potrzebne. Wyzyskiwacz i wyzyskiwany stają się nierozróżnialni, bo są tą samą osobą.
Eksperci od biznesu są tutaj wyjątkowo zgodni
Rozliczanie godzinowe to pułapka, z której trzeba uciec jak najszybciej. “Wycena oparta na wartości!”, “Sprzedawaj usługi jak produkty!”, “Buduj produkty cyfrowe!” Imperatywy optymalizacji, mantry skalowania, obietnice dźwigni.
I mają rację.
Model godzinowy rzeczywiście ma matematyczny sufit - jest tylko 36 godzin 24 godziny w dobie i nawet przy najwyższych stawkach, wciąż wymieniasz swoje życie za pieniądze w proporcji jeden do jeden.
I się mylą.
Jak większość uniwersalnych rad, ta ignoruje kontekst, etap rozwoju i strukturę rzeczywistości, w której faktycznie działasz. Prawda jest bardziej skomplikowana i – co frustrujące – bardziej zależna od tego, kim jesteś i gdzie jesteś, niż chciałby przyznać jakikolwiek model biznesowy.
To nie jest binarny wybór między “dobrym” a “złym” modelem. To jest trajektoria rozwoju, gdzie to, co cię buduje na jednym etapie, niszczy cię na następnym. Zasady gry się zmieniają, ale nie od razu - zmiana jest stopniowa, podstępna, niezauważalna, dopóki nie jest już za późno.
To nie jest artykuł o tym, dlaczego nie powinieneś sprzedawać swojego czasu.
To mapa przejścia: kiedy model godzinowy jest fundamentem, kiedy staje się więzieniem, oraz jak przejść bez niszczenia tego, co zbudowałeś.
Model godzinowy to twoje laboratorium rozwoju
Oto, czego nikt mi nie powiedział, bo nikt o tym nie mówi: wycena oparta na czasie to nie wróg. To niezbędny fundament. To etap, którego nie da się pominąć bez konsekwencji. Próba zbudowania produktów cyfrowych, kursów czy społeczności bez fundamentu pracy z klientami jeden-na-jeden to jak próba budowy domu od dachu - teoretycznie elegancka koncepcja, praktycznie skazana na upadek.
Powiem więcej
Gdy widzę coacha, który prowadzi swoich klientów, ale nie mając żadnego frameworku, to zapala mi się czerwona lampka. Bo zazwyczaj to wynika z przeciętności i braku doświadczenia.
Gdy jeszcze nie wiesz, ile jesteś wart
Kiedy zaczynałem, nie miałem portfolio, case studies, udowodnionych rezultatów. Nie rozumiałem stawek rynkowych ani mojej rzeczywistej wartości. Nie miałem miary. W próżni wartość nie istnieje - istnieje tylko w relacji, w wymianie, w konfrontacji z Innym, który jest gotów za coś zapłacić.
Po prostu wiedziałem, że potrafię myśleć strategicznie i prowadzić prezentacje. Miałem umiejętności, ale nie miałem ceny.
Wycena godzinowa dała mi bezpieczny sposób na testowanie i naukę.
Mogłem powiedzieć “to moja stawka” bez konieczności uzasadniania skomplikowanych propozycji wartości, których jeszcze nie udowodniłem, że potrafię realizować. To był tani bilet wstępu do gry - prosty, zrozumiały, porównywalny z innymi graczami na rynku. Nie musiałem obiecywać transformacji, tylko dostarczyć godziny kompetentnej pracy.
Za każdym razem, gdy czterech klientów z rzędu powiedziało “tak”, podnosiłem ceny o 100%.
To nie była arbitralna strategia - to była metodologia odkrywania wartości w czasie rzeczywistym. To było możliwe, bo uczyłem się w czasie rzeczywistym, ile rynek jest w stanie udźwignąć, gdzie jest granica bólu, punkt, w którym “tak” zamienia się w “hmm, to już za dużo”.
Spróbuj to zrobić, gdy zamknąłeś się w usłudze rozliczanej ryczałtowo – w praktyce opartej na zgadywaniu – gdzie każde dostosowanie wymaga renegocjacji kontraktu, rozmów o ‘wartości’, udowadniania ROI.
Model oparty na czasie to mechanizm odkrywczy. Pozwala ci empirycznie ustalić swoją wartość rynkową, nie przez teorię, ale przez praktykę. Przez faktyczne “tak” i “nie” ludzi, którzy wyjmują portfel i płacą.
Perfekcjonizm + presja czasu = akcelerator kompetencji
Jest tu obosieczny miecz: perfekcjonizm połączony z presją czasu tworzy szalenie szybkie opanowanie tematu. To nie jest przyjemna prawda dla nikogo, kto wierzy w “zrównoważony rozwój”. Ale to jest prawda brutalna, darwinowska, wypalająca.
Przyznam – nieważne, czy miałem trzy godziny czy trzydzieści, pracowałem do pięciu minut przed spotkaniem, chcąc, żeby wszystko było perfekcyjne, martwiąc się, że to nie wystarcza.
To nie była racjonalna kalkulacja czasu potrzebnego do wykonania zadania. To była neurotyczna kompulsja do osiągnięcia nieosiągalnego ideału, który zawsze był o krok dalej niż rzeczywistość.
To było napędzane strachem przed odrzuceniem, tak. Ale oznaczało też, że rozwijałem umiejętności szalenie szybko - w tempie, które nie byłoby możliwe w żadnej innej konfiguracji.
Każda rozliczona godzina była godziną celowej praktyki. Nie było miejsca na rozproszenie, prokrastynację czy przeciętność. Uczyłem się zarządzania klientem, negocjacji zakresu, komunikacji pod presją – wszystko w czasie rzeczywistym, z prawdziwymi konsekwencjami.
Model godzinowy nie toleruje teoretyzowania. Błąd o 15:00, spotkanie o 15:30 - musisz go wyjaśnić albo naprawić. Tylko rzeczywistość i natychmiastowy fidbek od kogoś, kto płaci za twój czas. To najbardziej brutalna forma nauki.
Badania Cala Newporta identyfikują ten wzorzec
Praca wysokiej jakości = (Poświęcony czas) × (Intensywność koncentracji).
Każda minuta rozproszonej uwagi to dosłownie stracone pieniądze. Uczysz się maksymalizować intensywność, bo patrzysz na zegar i widzisz, jak twoja wartość wypływa.
Ta wymuszona optymalizacja nauczyła mnie więcej o moim rzemiośle w dwa lata, niż pięć lat wygodnej pracy etatowej kiedykolwiek by to zrobiło.
To buduje wiarygodność, której nie da się sfałszować
Potrzebujesz referencji. Poleceń. Elementów portfolio. Dowodu, że faktycznie potrafisz dostarczyć to, co obiecujesz. To nie jest kwestia marketingu czy personal brandingu - to kwestia substancji, która nie da się zasymulować.
Możesz mieć najlepsze www, najbardziej wypolerowane case study, najbardziej przekonujące tweetexy o “tym, jak pomagam klientom transformować ich biznesy”. Ale jeśli nie masz za sobą kilkudziesięciu godzin faktycznej, wykrwawionej pracy z prawdziwymi ludźmi, którzy mieli prawdziwe problemy i zapłacili prawdziwe pieniądze - jesteś pustą skorupą.
Nie możesz budować produktów cyfrowych bez sprawdzonej metodologii. To jak próba napisania książki kucharskiej, gdy nigdy nie gotowałeś - teoretycznie możliwe (skopiuj przepisy z internetu), praktycznie bezwartościowe (brakuje ukrytej wiedzy, która sprawia, że przepis jest wyjątkowy).
Nie możesz sprzedawać transformacji bez wykazania, że potrafisz ją osiągnąć. A wykazanie wymaga historii - konkretnych ludzi, konkretnych problemów, konkretnych rezultatów. Model godzinowy daje ci poligon doświadczalny, na którym zdobywasz te historie.
Potrzebowałem tych pierwszych 12-18 miesięcy intensywnej pracy z klientami, żeby rozwinąć systemy, frameworki i pewność siebie, które później stały się moimi kursami, społecznością, książką.
Każdy kurs, który stworzyłem, był destylacją kilkuset godzin rozwiązywania konkretnych problemów konkretnych klientów. Każdy framework był wynikiem wielokrotnego testowania tego, co działa, a co nie.
Gdybym próbował stworzyć te kursy bez tego fundamentu, byłyby to puste abstrakcje - może teoretycznie spójne, ale praktycznie bezużyteczne, bo nieprzetestowane w ogniu rzeczywistości.
Kiedy zrezygnować z modelu godzinowego?
Sygnały, że fundament jest kompletny
Wiesz, że wyrosłeś z modelu godzinowego, gdy określone wzorce zaczynają się powtarzać z nieubłaganą regularnością. To nie jest pojedyncze objawienie czy moment iluminacji - to akumulacja sygnałów, które stopniowo stają się niemożliwe do zignorowania.
Kiedy potrafisz precyzyjnie przewidzieć, ile rzeczy zajmują czasu
Zacząłem śledzić “czas emocjonalny” versus “czas rzeczywisty” – jak długo myślałem, że coś zajmie, versus faktyczny czas trwania. Na początku te liczby były groteskowo rozbieżne. Myślałem, że strategia zajmie 8 godzin, a zajmowała 24. Albo odwrotnie - martwiłem się przez tydzień o prezentację, która finalnie zajęła 90 minut przygotowania. Gdy te liczby się zbiegły, rozwinąłem biegłość - nie teoretyczną, ale empiryczną. Wiedziałem dokładnie, ile czasu potrzebuję na każdy typ zadania, co jest łatwe, co trudne, gdzie będą komplikacje.
Zainstalowałem nawet aplikację, która śledziła dokładnie, co robię na komputerze - każde kliknięcie, każdą otwartą zakładkę, każdą minutę w każdym programie. Okazało się, że nie marnowałem pięciu godzin dziennie “nie robiąc nic” - jak się martwiłem. Faktycznie pracowałem 60-70-80-90 godzin tygodniowo. Liczby nie kłamały. Problem nie był w efektywności - był w wolumenie. Pracowałem za dużo, za intensywnie, za długo, bo model tego wymagał.
Ta aplikacja to Rize a tutaj masz link - gdy się z niego zarejestrujesz, otrzymasz jeden miesiąc za darmo, a ja otrzymam $20 kredytu, jeśli zostaniesz płatnym użytkownikiem.
Kiedy klienci ciągle mówią “tak”
Mój wzorzec podnoszenia cen o 100% po czterech kolejnych akceptacjach był rynkiem mówiącym mi, że jestem za tani. To nie była arogancja ani chciwość - to była matematyka. Gdy popyt konsekwentnie przewyższa podaż, gdy odmawiasz więcej pracy niż przyjmujesz, gdy klienci nie negocjują tylko pytają “gdzie mam przelać zaliczkę?”, ograniczeniem nie jest twoja wartość – to model cenowy. Osiągnąłeś sufit nie swojej kompetencji, ale swojej dostępności.
Chociaż zwróć uwagę, że
moje podnoszenie ceny o 100% gdy 4 klientów powiedziało “tak”, oznaczało, że nawet jeśli połowa klientów powie “nie”, to wciąż zarobię tyle samo, a pracy będę miał dwa razy mniej. A na krótką metę to nie jest zła praktyka.
Wypracowałeś powtarzalną metodologię
Nie kombinujesz już w locie, improwizując rozwiązania dla każdego klienta od zera. Masz system, proces, framework, który działa konsekwentnie niezależnie od branży, wielkości klienta czy konkretnego problemu. To jest znak profesjonalnej dojrzałości - gdy potrafisz wyabstrahować swoją praktykę do poziomu metodologii, gdy widzisz głębsze wzorce, które łączą pozornie różne sytuacje. W tym momencie twoja wartość nie tkwi już w “godzinach spędzonych na myśleniu”, ale w systemie, który możesz zastosować szybko i skutecznie. I paradoks: im lepszy jesteś, tym mniej godzin potrzebujesz, więc model godzinowy zaczyna cię karać za kompetencję.
Zaczynasz nienawidzić swojego kalendarza
Gdy spojrzenie na przyszły tydzień wywołuje wyczerpanie zamiast ekscytacji, zostałeś za długo. To nie jest normalne zmęczenie po ciężkim tygodniu pracy. To jest egzystencjalne wyczerpanie wynikające z tego, że każda godzina twojego kalendarza jest już komuś obiecana, sprzedana, zarezerwowana. Nie masz już czasu dla siebie - masz tylko czas dla klientów. A “czas dla siebie” brzmi jak luksus, na który nie możesz sobie pozwolić, bo każda wolna godzina to stracony przychód. Han nazywa to “terrorem immanencji” - przemocy, która nie pochodzi z zewnątrz (nikt cię nie zmusza), ale z wewnątrz (sam się zmuszasz, bo “możesz” i “powinieneś”).
Ale jest taki moment, kiedy to, co cię rozwija, zaczyna cię niszczyć. I większość ludzi nie rozpoznaje tego momentu, dopóki nie jest za późno.
Ten moment, gdy fundament staje się więzieniem
To nie jest ostre cięcie, dramatyczny punkt zwrotny, moment, w którym wszystko się zmienia. To jest stopniowa transformacja, w której fundament powoli zamienia się w więzienie, a narzędzie rozwoju - w narzędzie destrukcji. Ten sam model, który cię buduje, zniszczy cię, jeśli zostaniesz za długo. To nie jest moralny sąd ani ostrzeżenie - to jest strukturalna nieuchronność, logika wpisana w sam system.
500 PLN × 40h × 48 tygodni = matematyczne więzienie
Zanim pokażę ci matematykę: sprzedawanie czasu przyjmuje dwie formy, ale struktura ograniczenia jest identyczna. Możesz rozliczać się godzinowo - 500 PLN za godzinę. Możesz sprzedawać projekty - 20 000 PLN za strategię. Powierzchownie to wygląda inaczej. Strukturalnie to jest to samo: każda transakcja wartości wymaga twojej fizycznej obecności. Strategia wymaga 40 godzin twojego myślenia, prowadzenia sesji, obecności w procesie. Wartość jest tworzona i dostarczana jednocześnie. Nie możesz stworzyć strategii raz i sprzedać jej sto razy - każdy klient wymaga unikalnego, dostosowanego rozwiązania. To jest definicja sprzedawania czasu.
Zarobiłem milion złotych/rok. Doskonały dochód w każdym znaczeniu - górne 1-2% populacji, kwota, która w teorii powinna oznaczać wolność finansową, bezpieczeństwo, opcje.
Ale nawet jeśli ci się to uda, oto, co ta liczba ukrywa, co zostaje niewidoczne w samym fakcie jej komunikacji: zero dźwigni. Zero akumulacji. Zero procentu składanego. Zero aktywów, które pracowałyby, gdy ja nie pracuję.
Pozwól, że pokażę ci matematykę, z którą nikt nie chce się mierzyć, bo jest ona gorzko otrzeźwiająca:
Teoretyczne maksimum: 500 PLN/h × 40h/tydzień × 48 tygodni = 960 000 PLN rocznie
Ale rzeczywistość:
30-40% czasu to administracja, komunikacja, zarządzanie - nierozliczane
Badania Newporta pokazują: ludzie mogą utrzymać tylko ~4h głębokiej pracy dziennie
Będziesz chorować, wypalać się, potrzebować przerw
Podatki zabierają około 1/3 tego, co zostaje
Realistyczne maksimum: 400-600k PLN netto przy wymianie całego swojego życia za pieniądze.
Co brzmi świetnie - i brzmi świetnie intencjonalnie, bo społeczeństwo osiągnięć jest zaprojektowane tak, żeby liczba wyglądała imponująco - dopóki nie zdasz sobie sprawy, że wymieniłeś za to całe swoje życie, każdą godzinę swojej uwagi, każdy kwadrans swojej energii poznawczej. A ten sufit jest trwały. Jest strukturalny. Nie ma sposobu, żeby go przebić bez fundamentalnej zmiany modelu.
Kolano pękło od siedzenia (dosłowna cena ‘sukcesu’)
Te 90-godzinne tygodnie nie były zrównoważone. Nie mogły być. To nie jest kwestia słabej woli ani braku dyscypliny w “work-life balance”. W ogóle to musisz wiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak w-lb.
To jest kwestia prostej fizyki: ciało ludzkie nie jest zaprojektowane do siedzenia 12 godzin dziennie przez lata. Moje ciało zaczęło wysyłać coraz pilniejsze sygnały - jak system wczesnego ostrzegania, który najpierw mruga żółtym światłem, potem czerwonym, a w końcu zaczyna wydawać alarm.
Najpierw tylko zmęczenie. Normalne, można zignorować, można przespać przez weekend. Potem zaburzenia snu – budzenie się o 3 nad ranem, bo mój układ nerwowy był w ciągłym trybie walki lub ucieczki. Ciało nie rozumiało, że nie ma realnego zagrożenia - dla niego deadline klienta i atak drapieżnika to biochemicznie to samo. Kortyzol, adrenalina, sympatyczny układ nerwowy w permanentnej aktywacji. Potem ból kolan - początkowo tylko dyskomfort, potem ostry ból przy schodzeniu po schodach w domu. Ból pleców - najpierw tylko sztywność, potem pulsujący ból, który utrudniał koncentrację.
Pęknięte kolano było kulminacją. Lekarz w Hiszpanii patrzył na MRI i nie mógł uwierzyć, że to się stało tylko od siedzenia. Szukał urazu sportowego, wypadku, czegoś. “Czy pan uprawiał intensywny sport? Czy miał pan upadek? Coś musiało się wydarzyć.”. Nic się nie wydarzyło.
To było kumulatywne niszczenie przez powtarzanie tego samego gestu - dziesięć, dwanaście godzin dziennie, siedząc po turecku przy biurku, bo to było “wygodne” i “elastyczne”. Ciało protestowało przez lata, ale ignorowałem sygnały, bo “były rzeczy do zrobienia”.
To idealnie symbolizuje, co się dzieje, gdy sprzedajesz czas zamiast budować dźwignię: twoje ciało staje się maszyną, którą wbijasz w ziemię. Eksploatujesz je jak zasób do wyczerpania. To nie jest metafora - to jest dosłowna prawda o tym, co robisz ze swoim fizycznym wehikułem, gdy model biznesowy wymaga maksymalnej ekstensyfikacji czasu.
W wieku 34 lat - momencie, gdy większość ludzi w mojej branży ma ten sam problem - musiałem na nowo nauczyć się odpoczywać.
I to jest absurdalne stwierdzenie, gdy je wypowiesz na głos: “nauczyć się odpoczywać”. Odpoczynek nie powinien być umiejętnością wymagającą nauki. Powinien być naturalnym stanem, do którego ciało wraca, gdy przestajesz działać. Ale społeczeństwo osiągnięć systematycznie wymazuje zdolność do nierobienia niczego.
A oto kontekst, który czyni to jeszcze bardziej absurdalnym: mam cukrzycę typu 1, nieuleczalną chorobę autoimmunologiczną, w której moje ciało dosłownie atakuje samo siebie. Symbolika jest aż nadto oczywista - samoeksploatacja nie jest tylko metaforą ekonomiczną, jest dosłowną diagnozą medyczną.
Jaki sens ma zarabianie miliona złotych, jeśli ciągle pracujesz, niszczysz swoje zdrowie, nie wiedząc, jak ta przewlekła choroba się rozwinie w długim terminie?
Gmail jako smycz, którą sam sobie założyłeś
Nazwałem to “mentalnością pracowniczą w stroju przedsiębiorcy”. To jest paradoks, którego większość ludzi odchodzących z etatu nie przewiduje: myślisz, że uciekasz od hierarchii, od nadzoru, od obcych celów. Ale oczekiwania klientów stają się twoim wewnętrznym szefem - i ten szef jest bardziej wymagający, bardziej wszechobecny, bardziej bezlitosny niż jakikolwiek menedżer w korporacji.
Trzymałem otwartą zakładkę z e-mailem. Zawsze. Widziałem migającą ikonę Gmaila i natychmiast sprawdzałem. To nie była racjonalna decyzja - to był warunkowy odruch, jak psy Pawłowa reagujące na dzwonek. Powiadomienie = potencjalna wiadomość od klienta = muszę sprawdzić natychmiast. Mógłbym sprawdzać raz dziennie. Albo co drugi dzień. Większość wiadomości nie wymaga odpowiedzi w ciągu godziny - większość nawet nie wymaga odpowiedzi tego samego dnia. Ale tego nie robiłem. Nie potrafiłem. Możliwość wiadomości od klienta stała się smyczą, której nie mogłem zdjąć.
(O tym, jak dzisiaj układam sobie dzień i optymalizuję pracę, przeczytasz tutaj)
Cal Newport pisze o “kulturze hiperreaktywności” - środowisku pracy, gdzie oczekiwanym jest, że odpowiesz na wiadomość w ciągu minut, maksymalnie godzin. Ta kultura, argumentuje, jest strukturalnie nieefektywna - niszczy głęboką pracę, fragmentaryzuje uwagę, redukuje produktywność. Ale w modelu godzinowym, gdzie klient płaci za twoją dostępność tyle, co za twoją ekspertyzę, hiperreaktywność staje się konkurencyjną zaletą.
I to jest pułapka: im bardziej jesteś dostępny, tym bardziej klienci oczekują dostępności
Nie możesz cofnąć tego bez ryzyka, że klient pomyśli “hmm, może już nie jest tak zaangażowany jak kiedyś”.
Stworzyłem precedens, którego nie mogłem złamać bez naruszenia relacji.
Pracowałem do pięciu minut przed każdym spotkaniem, przekonany, że nic nie jest wystarczająco dobre. Ten perfekcjonizm był napędzany strachem przed odrzuceniem, ale manifestował się jako niezdolność do uznania czegokolwiek za skończone. Zawsze była jeszcze jedna rzecz do dopracowania, jeszcze jeden slajd do poprawienia, jeszcze jeden framework do wyostrzenia.
Wzorzec samopoświęcenia sięgał głęboko: wlewałem się całkowicie w pracę dla klientów. Cokolwiek robiłem, musiałem zrobić to tak doskonale, jak to tylko po ludzku możliwe.
To jest dobra cecha w sensie rozwoju umiejętności – sprawiła, że rozwijałem się szybko, że byłem uważany za wyjątkowego.
Ale obosieczny miecz ciął w obie strony. Pochłaniał kawałki mojego czasu wielkości asteroidy i nie zostawiał nic dla mnie.
Byung-Chul Han: “Podmiot osiągnięć wyzyskuje się sam aż do wypalenia.” Nie potrzebujesz złego szefa. Jesteś jednocześnie wyzyskiwaczem i wyzyskiwanym. Ego toczy wojnę z samym sobą.
Klient-wampir: lekcja wartości szacunku
Pozwól, że opowiem ci o kliencie, który wykrystalizował wszystko, co jest złego w wycenie opartej na czasie - który stał się ucieleśnieniem tego, dlaczego model ostatecznie zawodzi nie tylko finansowo, ale egzystencjalnie.
Przyszedł przez polecenie – podobno to najlepszy rodzaj klienta, w teorii. Wyglądał dość łatwo. Zaoferowałem dwa pakiety, jak zawsze robię po pierwszej konsultacji:
Strategia plus strona - jasny zakres, jasne zasady, ustalone ceny
To samo, ale z implementacją i 3-letnią umową success-fee - bardziej ryzykowne dla mnie, ale potencjalnie znacznie bardziej opłacalne długoterminowo
Wybrał opcję pierwszą. Dzięki Bogu - chociaż wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo miałem się cieszyć z tej decyzji.
Praca z nim była piekłem. Przybywał nieprzygotowany na każde spotkanie - dosłownie każde. Nie przeczytał materiałów, które wysłałem wcześniej. Nie zrobił ćwiczeń przygotowawczych. Odwoływał w ostatniej chwili - czasem godzinę przed, czasem dziesięć minut przed. “Coś wypadło”, “muszę przełożyć”. Jadł kanapki podczas naszych sesji strategicznych, telefon dzwonił bez przerwy. Odbierał trzy razy na godzinę - nie “przepraszam, to ważne”, tylko po prostu odbierał, jakby to było normalne.
Podręcznikowy przypadek impotenta zniewolonego przez własny biznes, a przekonanego, że jest potentatem. Brak podstawowego szacunku nie tylko dla mojego czasu - który dosłownie płacił - ale dla samego procesu, który miał mu pomóc.
Rok później pisze do mnie: “Możemy wrócić do tej umowy success-fee? Chciałbym rozwinąć współpracę.”.
Powiedziałem: “Ta oferta wygasła rok temu. Warunki się zmieniły. Moje ceny znacznie wzrosły. I szczerze - nie jestem pewien, czy to dobry ruch.”.
Był obrażony. Autentycznie obrażony. Klasyczny narcyz – bez refleksji, bez samoświadomości. W jego umyśle, byłem bezcennym zasobem, który powinien być wdzięczny za możliwość pracy z nim.
Najlepszy dzień tamtego roku to był dzień, gdy powiedziałem “nie” - jasno, bezpośrednio, bez negocjacji.
Oto, czego nauczyła mnie ta historia: niektórzy klienci zasługują na rabaty. Niektórzy powinni płacić ekstra za ból, który powodują. A z niektórymi w ogóle nie powinno się pracować. To nie jest kwestia pieniędzy - to kwestia szacunku, energii, zdrowia psychicznego.
Kiedy rozliczasz się godzinowo, wpadasz w pułapkę: jeśli odmawiasz klientowi, odmawiasz przychodowi. To jest bezpośrednie, widzialne, wymierzalne.
Mentalność niedostatku sprawia, że mówisz “tak” ludziom, którzy cię nie szanują, bo odmówienie 40 rozliczalnych godzin wydaje się stratą pieniędzy.
Ale nie tracisz pieniędzy. Chronisz coś cenniejszego: wiarę w swoje rzemiosło, pasję do pracy, energię dla klientów, którzy naprawdę na to zasługują, w tym przede wszystkim - do samego siebie.
Perwersyjna matematyka: im lepszy jesteś, tym mniej zarabiasz
Oto paradoks, który w końcu mnie złamał - który ujawnił fundamentalną niesprawiedliwość wbudowaną w model godzinowy: im lepszy stawałem się w swojej pracy, tym szybciej mogłem ją dostarczyć.
Przy wycenie opartej na czasie, szybsza realizacja oznacza mniejszy przychód. To nie jest bug - to jest feature. To jest logika modelu.
Rozwinąłem biegłość – widziałem rozwiązania w ciągu minut, które kiedyś zajmowały mi godziny. Mogłem zidentyfikować główny problem w 30-minutowej rozmowie, która kiedyś wymagała dni analizy. Potrafiłem stworzyć strategię w 8 godzinach tam, gdzie na początku potrzebowałem 40. Nauczyłem się rozpoznawać wzorce - “aha, to jest klasyczny problem pozycjonowania typu X, mamy trzy możliwe rozwiązania zależnie od twojej tolerancji ryzyka”.
To powinno oznaczać, że jestem bardziej wartościowy. Powinno oznaczać pobieranie wyższych opłat - bo dostarczam lepszą jakość w krótszym czasie, bo oszczędzam klientowi czasu, bo eliminuję ryzyko błędnych kierunków, bo moje decyzje są oparte na setkach godzin doświadczenia.
Ale model godzinowy karał efektywność. Im lepszy się stawałem, tym mniej zarabiałem na projekcie.
Tylko ciężko to zrozumieć, jeśli jesteś architektem czy projektantem, a z klientem rozliczasz się za metr. Niestety, tak jest w wielu branżach.
Wartość nie tkwi w czasie. Tkwi w opanowaniu.
Praca głęboka jest zdolnością do skupienia się bez rozproszeń na poznawczo wymagających zadaniach. Badania pokazują, że ta umiejętność “staje się coraz bardziej rzadka i cenna”, będąc jednocześnie “coraz bardziej rzadka w naszej gospodarce” (Newport, 2018). To jest paradoks produktywności: im lepszy jesteś w głębokiej pracy, tym większą wartość tworzysz, ale im szybciej ją tworzysz, tym mniej czasu możesz za nią rozliczyć.
Ale jeśli rozliczasz się godzinowo lub za akord, nie możesz uchwycić wartości tej rzadkości. Jesteś skazany na pobieranie opłat za towarowy czas zamiast wyjątkowego wglądu.
Koszt alternatywny: własny biznes głoduje, gdy klienci się objadają
Oto co wielu z nas zabija zabijało - nie zmęczenie, nie zdrowie, nie pieniądze. Fakt, że nie możemy znaleźć czasu, żeby poświęcić choćby jeden dzień tygodniowo własnemu biznesowi.
Bo każda godzina poświęcona na nasz własny marketing była godziną nierozliczoną, godziną “straconą” z perspektywy przychodu.
Za każdym razem, gdy mówiłem “tak” klientowi 1:1, mówiłem “nie” najważniejszemu klientowi: sobie. Za każdym razem, gdy blokowałem kolejny tydzień w kalendarzu na sesje strategiczne, konsultacje, warsztaty - które były płatne, które przynosiły natychmiastowy przychód - zamykałem drzwi przed działaniami, które budowałyby długoterminową wartość.
To jest najbardziej podstępna pułapka modelu opartego na czasie: głodzi te same działania, które by cię z niego uwolniły. To jest pętla samo-wzmacniająca się w złym kierunku.
Im więcej masz klientów (sukces!), tym mniej czasu masz na marketing (który przyniósł ci tych klientów).
Im mniej marketingu robisz, tym bardziej zależysz od istniejących klientów i poleceń.
Im bardziej zależysz od poleceń, tym mniej kontrolujesz nad typem klienta, który do ciebie przychodzi.
I cykl się powtarza, coraz szybciej, coraz bardziej wyczerpująco.
Rozpoznałem ten punkt krytyczny, gdy zrozumiałem, że specjaliści mają plany. Kapitan statku ma plan lotu. Żołnierz ma plan misji. Lekarz ma plan leczenia. Każda profesja, która wymaga mistrzostwa, ma ustalone protokoły, frameworki, mapy nawigacyjne.
Ale przedsiębiorcy? My ich nie mamy. Nikt nas nie uczy, jak zarządzać swoim czasem w długim terminie, jak prowadzić swoje biznesy przez dekady. Uczy się nas, jak radzić sobie z porażką - jest mnóstwo treści o odporności, o piwotowaniu, o starcie od nowa. Rzadko natomiast uczy się nas, jak radzić sobie z sukcesem i co z nim zrobić, gdy już nadejdzie.
Sukces w modelu godzinowym jest jak wejście na szczyt góry tylko po to, żeby zdać sobie sprawę, że nie ma drogi w dół. Jest tylko krawędź.
Trzy ścieżki wyjścia z modelu czasowego (bez niszczenia wszystkiego)
Nikt ci nie mówi, że przejście z wyceny opartej na czasie do modelu opartego na wartości jest jak przeprowadzka z wynajmowanego mieszkania do własnego domu w trakcie remontu. To nie jest elegancka transformacja, którą widzisz na LinkedIn, gdzie ktoś ogłasza “Właśnie uruchomiłem mój pierwszy produkt cyfrowy i zarobił 100k w pierwszy miesiąc!”. To jest brudna, chaotyczna, przerażająca rzeczywistość życia pomiędzy dwoma modelami, gdzie żaden nie działa w pełni, a rachunki wciąż trzeba płacić.
Przez sześć miesięcy żyłem w budowlanym chaosie – stary model przestał działać, nowy jeszcze nie był funkcjonalny, ale koszty życia pozostawały niezmienne. To jest moment, którego większość kursów o “pasywnym dochodzie” starannie unika w swojej narracji. Moment, w którym masz mniej pieniędzy niż wcześniej, więcej niepewności niż kiedykolwiek. I żadnej gwarancji, że to się uda.
Warunki wstępne: fundament, bez którego nie startuj
Nie możesz po prostu obudzić się pewnego dnia i ogłosić “skończyłem z wyceną godzinową!” Przejście wymaga fundamentu, którego większość ludzi jeszcze nie zbudowała. Próba przejścia bez tego fundamentu to nie odwaga - to lekkomyślność. To różnica między skokiem z spadochronem a skokiem z dachu.
Potrzebujesz systemu lub metodologii
Nie możesz zapakować tego, czego nie masz. Twój powtarzalny proces staje się produktem - nie twoja wiedza w abstrakcji, ale sposób, w jaki tę wiedzę aplikujesz do rozwiązywania konkretnych problemów.
Dla mnie oznaczało to skodyfikowanie frameworków strategicznych, które wypracowałem przez dziesiątki projektów klienckich. Model pozycjonowania marki - nie ogólna teoria pozycjonowania, ale konkretny, testowany proces. Jeśli wciąż kombinujesz projekt po projekcie, improwizując rozwiązania w locie - nie jesteś gotowy do przejścia. Pozostań przy modelu godzinowym, dopóki nie rozwiniesz wystarczającego rozpoznawania wzorców.
Potrzebujesz pozycjonowania wykraczającego poza “sprzedaję konsultacje”
Przesunięcie jest fundamentalne i często niezrozumiane. To nie jest kwestia “lepszego copywritingu”. To jest przesunięcie tożsamości - z “zatrudnij mnie na X godzin” do “rozwiązuję problem Y”. Z bycia zasobem do bycia rozwiązaniem.
Potrzebujesz finansowego pasa startowego
Ile miesięcy możesz przeżyć, jeśli przychód spadnie o 40% podczas przejścia? To nie jest teoretyczne pytanie - to jest konkretna kalkulacja. Bo przychód spadnie. To nie jest pesymizm; to jest statystyka.
Miałem szczęście – poprzednie lata pozwoliły mi zbudować oszczędności. Ale nawet z tym buforem, przejście było przerażające. Przez trzy miesiące mój dochód spadł o połowę. Oglądanie konta bankowego, jak systematycznie maleje - nawet gdy wiesz, że to przejściowe - jest psychologicznie wyniszczające.
Ścieżka 1: Na waleta (dla odważnych z kapitałem)
Są ci, którzy skaczą.
Zamykają kalendarz. Blokują zapisywanie. Mówią każdemu: “Nie przyjmuję już klientów 1:1”. Dają sobie sześć miesięcy, może rok, żyjąc z oszczędności. Budują w izolacji.
To jest skok do rwącej rzeki na waleta. W grudniu. I płynięcie pod prąd. Wysokie ryzyko, szybka transformacja.
Znajoma, którą obserwuję, przestała brać klientów w styczniu, spędziła pół roku budując kurs i społeczność, uruchomiła w lipcu - zarobiła więcej w pierwszym miesiącu niż kwartalnie z konsultingu.
To jest dobre, bo stawia cię pod ścianą. A nie bez kozery mówi się, że dopiero wtedy każdy z nas pokazuje, na co go stać.
Ale widziałem też drugą stronę. Inna osoba - przestała brać klientów, osiem miesięcy budowania kursu, uruchomienie i trzy sprzedaże. Zero walidacji rynkowej*, oszczędności prawie wyczerpane. Musiała wrócić do konsultingu, ale teraz z przerwą w portfolio.
*Kupiła kurs o sprzedawaniu kursów, ale okazał się tak samo niskich lotów, jak niska była jego cena. Kopiuj-wklej z kursów z USA, zero treści o biznesie. Ta znajoma osoba napisała opinię o tym kursie. Ale, jak się domyślasz, tej opinii nie ma w testimonialach na stronie sprzedażowej. To są rzeczy, o których się nie mówi.
Ścieżka 2: Most hybrydowy (najbezpieczniejsza)
Są ci, którzy budują most.
Zachowują 2-3 najlepszych klientów. Nie wszystkich - wybierają selektywnie tych, którzy płacą dobrze, szanują granice, nie konsumują energii nieproporcjonalnie do przychodu. Wykorzystują uwolniony czas do budowania nowych ofert.
Stopniowo przesuwają proporcję. 80% przychodu z godzin / 20% z nowego. Potem 60/40. Potem 40/60. W końcu 20/80.
To jest hybrydowy model. Bezpieczniejszy, wolniejszy.
To najbliższe temu, co zrobiłem. Utrzymywałem 2-3 fajnych klientów. Zapewniali stabilny dochód bazowy - nie ogromny, ale przewidywalny, wystarczający do pokrycia cyklicznych kosztów życia. Bezpieczeństwo psychologiczne, które to stworzyło, było nieocenione. Mogłem eksperymentować z nowym modelem bez paniki.
Ale jest tu niebezpieczeństwo: stary model może stać się złotymi kajdankami. Jest zbyt wygodny. Ci 2-3 klienci przynoszą 30-40k miesięcznie. Nowy model przynosi początkowo 5k, potem 10k. Zawsze jest pokusa, żeby wziąć jeszcze jednego klienta zamiast inwestować czas w rozwój nowego.
Ścieżka 3: Sprzedawanie usług jak produkty (najniższe ryzyko)
Są ci, którzy przekształcają.
Nie zmieniają tego, co robią - zmieniają tylko strukturę cenową. Zamiast “pobieram 500 PLN za godzinę”, oferują “Pakiet Rakiet: 15 000 PLN”. Ta sama praca - może nawet te same godziny - inna rama.
Dla klienta to jest psychologicznie inne. Nie kupuje “godzin”, tylko “rezultat”. Dla ciebie to fundamentalna zmiana: nie jesteś karany za efektywność.
To jest przejście o najniższym ryzyku. Wciąż robisz znajomą pracę, tylko zapakowaną inaczej.
Ale jest pułapka: możesz utknąć w tym modelu na lata. Pakiety są lepsze niż godziny, ale wciąż wymieniasz czas za pieniądze. To jest lepsze więzienie, ale wciąż więzienie.
Moja rzeczywista mapa: 3 lata “transformacji”
Nie podążałem za planem wypisanym na kartce. To ewoluowało organicznie.
Rok 1: Pełne obciążenie usługami. 5-6 projektów miesięcznie, 80 godzin tygodniowo, bardzo fajne pieniądze, bo co chwile podwajałem ceny.
Rok 2: Pierwszy kurs. Pół roku pracy między projektami klientów. Sprzedałem nieco ponad 50 sztuk po 3000 PLN. 150 000 PLN - brzmi solidnie, dopóki nie policzysz utraconych możliwości, oraz tego, że każdy skalowalny produkt wymaga wielokrotnie więcej pracy niż to samo, ale nieskalowalne.
Rok 3: Trzeci kurs - kohortowy, 12 tygodni. To był przełom. Ludzie chcą nie tylko treści, ale społeczności do współdzielenia procesu.
I tak narodziła się idea Forum Twórców (brak miejsc, kolejna szansa: listopad/grudzień, ale możesz się zapisać na listę oczekujących tutaj) - płatna społeczność, której brakowało mi przez wszystkie te lata. Po 90 dniach: 216 członków, 8 mentorów.
Ale żeby wciąż trzymać się faktów: finansowo projekt jest gruubo pod kreską - to była świadoma decyzja o akceleracji przez inwestycję. Podobnie jak większość osób na moim miejscu, mogłem prowadzić to forum sam, oszczędzając koszty wynagrodzeń. Ale jestem ideowym perfekcjonistą. Wymarzyliśmy sobie miejsce, którego nie ma - przestrzeń, która łączy jakość, głębię i społeczność bez kompromisów - i krok po kroku realizujemy to nasze małe marzenie.
Nowe umiejętności, których nie nauczą cię klienci
Przejście wymagało kompetencji, których nie miałem z pracy z klientami. Zmiana modelu biznesowego nie jest tylko kwestią “robienia tej samej rzeczy inaczej”. To jest rozwój zupełnie nowych zestawów umiejętności.
Marketing własnego biznesu
Wcześniej każdy insight, każdy framework był potencjalną “własnością intelektualną”, którą powinienem chronić. Teraz - rozdawanie najlepszych insightów publicznie było najlepszą formą marketingu.
Tworzenie treści edukacyjnych
Dokument strategiczny dla klienta jest gęsty, techniczny. Treść edukacyjna musi być przystępna, progresywna. Musiałem się nauczyć, jak uczyć, nie tylko robić.
Budowanie społeczności
Facylitacja, moderacja, tworzenie zaangażowania - to są umiejętności społeczne, nie techniczne.
Stawianie prawdziwych granic
Mówienie “nie” bez poczucia winy. Ochrona czasu na głęboką pracę. Odmowa “szybkich konsultacji”. Każda z tych granic była walką z ukrytym przekonaniem, że jeśli nie jestem dostępny natychmiast, klienci mnie opuszczą.
Paradoksy, o których milczą eksperci
To proces, nie cel
To kluczowe i większość ludzi tego fundamentalnie nie rozumie: ucieczka od wyceny opartej na czasie to nie góra, którą zdobywasz raz i stawiasz flagę na szczycie. To nie jest cel do zdobycia. To jest ciągły wysiłek.
Wciąż mierzę się z pokusą przyjęcia “tylko jednego jeszcze” idealnie dopasowanego klienta po doskonałej stawce. Ten e-mail przychodzi średnio raz na tydzień. I część mnie - ta część wykształcona przez lata modelu godzinowego - natychmiast kalkuluje.
Model godzinowy nie przestaje być dostępny. Zawsze jest tam jako opcja. To jest jak bycie na diecie - możesz zawsze wrócić do starych nawyków. Dyscyplina polega na wybieraniu dźwigni nad natychmiastową gratyfikacją.
Han pisze o “podmiocie osiągnięć”, który jest “jednocześnie sprawcą i ofiarą” - to nie jest stan, który osiągasz i kończy się. To jest ciągła walka z samym sobą, z imperatywem maksymalizacji. Przejście z modelu godzinowego nie eliminuje tego imperatywu - tylko zmienia jego formę.
Niektórzy powinni pozostać przy modelu godzinowym
To jest herezja w świecie przedsiębiorczości, gdzie każdy kurs mówi ci, że musisz “uciekać z wyścigu szczurów”. Ale prawda jest taka: nie wszyscy muszą uciekać od wyceny opartej na czasie.
Jeśli wciąż budujesz podstawowe umiejętności: Pierwsze 2-3 lata intensywnej pracy z klientami może być dokładnie tym, czego potrzebujesz.
Jeśli faktycznie lubisz ten model: Niektórzy ludzie naprawdę wolą różnorodność bezpośredniej pracy z klientami nad monotonią produktów.
Jeśli twój rynek tego wymaga: Niektóre branże strukturalnie opierają się rozwiązaniom, które można zapakować.
Jeśli nie chcesz być “przedsiębiorcą”: Budowanie kursów, społeczności wymaga innej osobowości niż wysokiej jakości praktyka.
Świadomy wybór modelu godzinowego > domyślne tkwienie w nim.
Hybryda może być optymalna
30-40% przychodu: 2-3 wysokojakościowe projekty rocznie 60-70% przychodu: produkty + społeczność + dźwignia
Konsulting utrzymuje cię w kontakcie z realnymi problemami. Produkty dają dźwignię.
To nie jest kompromis. To może być twój optymalny model.
Paradoks “wolnego zawodu”
Mój ojciec był prawnikiem. W małym mieście to znaczy coś zupełnie innego niż widzimy w serialach z TVNu, uwierz.
Praktykował to, co nazywał “wolnym zawodem” - profesją, która teoretycznie daje autonomię, niezależność, kontrolę. “Wolny zawód” brzmi jak emancypacja.
Patrząc wstecz, wcale nie był wolny. Telefony na wakacjach. Praca w weekendy. Ciągła dostępność. Żyjąc z czasu i natychmiastowej responsywności, nie z umiejętności, które można by wykorzystać czy skalować.
Ta sama pułapka, tylko inna generacja. Han pisze o “podmiocie osiągnięć” jako kimś, kto “wyzyskuje się sam aż do wypalenia”. To nie jest specyficzne dla freelancerów. To jest struktura “wolnych zawodów” - wolność od zewnętrznego szefa została zastąpiona przez bardziej bezlitosnego wewnętrznego szefa - Ciebie.
To nie jest ślepa uliczka
Zawsze możesz wrócić do etatu. To brzmi jak porażka w kulturze gloryfikującej “hustle”. Ale to absurdalne. Umiejętności, które rozwijasz próbując - sprzedaż, marketing, odporność - są wartościowe wszędzie.
Zasada 10-15%: Jeśli pomysł ma choćby 10-15% szansy na sukces, warto spróbować. Ludzie kupują zdrapki z szansą 1:1,000,000. Ale 15% szansy na własny biznes to “zbyt ryzykowne”?
Twój decyzyjny framework
Zostań przy modelu czasowym, jeśli:
Masz mniej niż 2 lata rozwijania podstawowych umiejętności
Nie znalazłeś jeszcze swojej metodologii
Twój kalendarz nie jest konsekwentnie pełny
Nie masz 3-6 miesięcy finansowego buforu
Faktycznie lubisz ten model
Przygotuj się do przejścia, jeśli:
Pracujesz 60+ godzin tygodniowo dla utrzymania dochodu
Odmawiasz pracy, bo nie masz czasu
Masz jasną, powtarzalną metodologię
Twoje zdrowie fizyczne lub psychiczne się pogarsza
Nienawidzisz patrzenia na swój kalendarz
Aktywnie przechodź, jeśli:
Zbudowałeś wszystkie warunki wstępne
Dosłownie nie możesz poświęcić czasu na rozwój własnego biznesu
Jesteś gotowy na potencjalny spadek przychodu
Masz konkretny plan na to, co zamiast tego zbudujesz
Myśl o kontynuowaniu obecnego modelu przez kolejne 5 lat wywołuje fizyczne mdłości
Im wcześniej zaczniesz rozwijać alternatywę – nawet niepełnym wymiarem – tym szybciej twoje “drzewa umiejętności” rosną. Wzrost jest wykładniczy, nie liniowy. Pierwsze dwa lata wyglądają na niewiele; następne dwa podwajają to; kolejne dwa podwajają znowu.
Powtarzalność pokonuje intensywność w długim terminie. Każdy krok, nawet w złym kierunku, uczy czegoś. Każde upadnięcie buduje cierpliwość.
Cokolwiek zrobisz, pamiętaj, że nie ma takiego miejsca w życiu, kiedy będziesz gotowy. Zawsze zdaje się, że jest zbyt późno lub zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczenia albo że zbyt mało. Zawsze coś stoi na przeszkodzie. (mój ulubiony M. Hłasko, Ósmy dzień tygodnia)
Tylko ty możesz zdecydować, kiedy fundament stał się więzieniem.
Tylko ty wiesz, kiedy nadszedł czas przejścia.
Dzięki, że czytałeś do końca.
msz


Dawno nie przeczytałam tylu słów ciagiem. Dobry tekst, dziekuje za niego. Tyle razy próbowałam juz zrobic miejsce na skale w swoim biznesie i za kazdym razem wracalam do tego samego: że to sie nie uda, za duzo tracę tu i teraz, ze nke dzwigne. Mozesz czas na kolejny raz. Bo o ile zarzadzanie zmęczeniem opanowałam jednak chyba teoche lepiej i nie czytam w weekend maili to prawda jest taka, ze na mysl o robieniu w kolko dalej tego samego: wiem, ze nie dam rady.
Czuję jak galaretka, która niedość, że ma nóżki, to jeszcze ziemia się jej spod nich osuwa… bo każde zdanie tego tekstu jest o mnie, opisujesz to, gdzie byłam, gdzie jestem i dokąd zmierzam. Trochę się cieszę, że ktoś mnie w końcu rozumie, trochę się cykam, bo to aż dziwne, jakbyś miał wgląd do mojego kalendarza oraz umysłu. Bałam się, że będę w kategorii „na waleta pod prąd”, ale okazało się, że w niej właśnie jestem 😀. Model godzinowy został, jak to się ładnie mówi, pizdnięty, w momencie w którym wyskillowałam się totalnie. Miało się już nie dać lepiej, a się dało. Cóż, wszyscy wokół byli zachwyceni, tylko nie ja. Poziom ultra ekspert, styl i jakość wykonania, własne i sensowne rozkminy, intuicyjne wyprzedanie trendów o 3-4 lata, realizacje z charakterem, unikatowe podejście do tematu i do klienta. Niesłabnąca zajawa, nawet po kilku wypaleniach, które mam za sobą.
Nigdy nie ustawiłam reklamy, wszystkie moje klientki trafiały „z pantofla”.
Decyzyjny framework zdałam na 95%.
Po kilku miesiącach czajenia się, planowania, nagrywania oraz załamaniu nerwowym w trakcie wakacji, mój pierwszy kurs online jest gotowy, wisi na platformie. Czeka na resztę. Nie jest w sprzedaży. Codziennie odkrywam kolejne fragmenty tej góry lodowej - wygląda na to, że ostatnim elementem jest sbjehehswpwpbshsuwiueiw landing page. Chociaż już mam takie gadzie obawy, że jak pokonam tego potwora, to wyskoczy kolejny, o którym pierwotnie nie miała pojęcia, a bez którego kurs online np. nie będzie online xd. Forum mi bardzo pomaga w orientowaniu i odnajdywaniu się w tym wszystkim. Dziękuję z całego serca za ten wpis, za forum, za dzielenie się, za wszystko. 🙏🏼 jesteś super! 🌞